Prapremiera spektaklu „W małym dworku”


 

Czysta Forma Sztuki, nowy ,a odrębny kierunek gry aktorskiej i inscenizacji nie może być dostępny dla szerokich mas społeczeństwa. Tymi słowy dyrektor teatru miejskiego w Toruniu tłumaczył zakaz wstępu uczniom i młodzieży na premierę spektaklu „W Małym Dworku”, w lipcu 1923 roku. Co więcej wydano jedynie zaproszenia ograniczając w ten sposób liczbę widzów na widowni. Patrząc w dniu prapremiery, w stronę widowni, nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że Witkacy ciągle wycina swoje szpryngle…

Był wizjonerem. Przewidział losy świata. Wybuch wojny, atak Niemców i bolszewików, a tym samym koniec wolnej Polski. Mało tego mówił o zagładzie żydów, komunizmie , totalitaryzmie, słyszał „KROKI NADCHODZACEGO CHAMA”. Ale przede wszystkim był Artystą, gruntownie wykształconym, inteligentem, wyprzedzającym swoją epokę. Ówcześni pisarze twierdzili, że dzieła Witkacego to nie literatura, malarze, że nie malarstwo, a filozofowie, że amatorszczyzna. Byli też i tacy jak Boy Żeleński, który wiedział, że ma do czynienia z geniuszem. Poważnie traktował Witkacego, niemiecki filozof Hans Cornelius, z którym się przyjaźnił, którego gościł w Zakopanem , który był jego powiernikiem i posłańcem w sprawach burzliwego romansu z Czesławą Oknińską , która po jego samobójczej śmierci, sama się z niej wyrwawszy, okrzyknęła się Witkiewiczową. Twierdził, że życie bez filozofii jest świństwem bardzo nieziemskim. Fascynował się twórczością Bruno Schulza, imponował mu Gombrowicz. Cenił nieprzeciętnie utalentowanych, oryginalnych sam będąc wybitnym, niezwykłym, wszechstronnym. Był z boku literackiego świata, a został odznaczony złotym wawrzynem Polskiej Akademii Literatury notabene w tym samym 1935 roku, co nasz barciński połyta Jakub Wojciechowski. Do legend przeszły jego ekscentryczne zachowania, ale też i rozmowy istotne. Mimo to przerażał Witkacego byt istnienia. Dlatego dowiedziawszy się o wkroczeniu armii czerwonej we wrześniu 39 roku do Polski popełnił samobójstwo. Będąc żołnierzem armii carskiej doskonale wiedział, czym jest bolszewizm. Twierdził, że chamstwo i przemoc zatriumfują nad światem . Świadczą o tym chciałby powojenne losy jego żony ( tej prawowitej) żyjącej w skrajnej nędzy, wykluczonej przez nowy porządek świata. Tyle w wielkim skrócie o autorze spektaklu „ W małym dworku”, którego sztuki grane są dziś na całym świecie, zaś sam Stanisław Ignacy Witkiewicz, nie jest tylko synem swego ojca, jak postrzegali go jemu współcześni.

W sobotę 12 grudnia (niestety tylko on line) mogliśmy zaprezentować ten najbardziej niewitkiewiczowski spektakl bo pozbawiony filozofii, za to mocno osadzony w parodii, w interpretacji Akademii Teatru Młodego Aktora.

I teraz kilka spostrzeżeń o aktorach, którzy stanęli w obliczu dramatu napisanego niemalże sto lat temu, który nawet nie może wydawać się im bliski w znaczeniu poznawczym. Musieli jednak wejść w obcy im świat w dodatku mało realny (czysta forma Witkacego zakładała, że sztuka nie może mieć nic wspólnego z rzeczywistością), spróbować zmierzyć się z charakterami bohaterów i całą złożonością dzieła. Mam tu na myśli nie tylko irracjonalność, ale przede wszystkim spojrzenie na całą sytuację jaka rozgrywa się w małym dworku z perspektywy wykluczających się czasów i zdarzeń. Wspólne poszukiwanie dróg dojścia do momentu w którym jesteśmy dziś nie było łatwe. Koniec końców, po kilku eksperymentach doszliśmy do podobnego wniosku co Konstanty Puzyna, że Witkacego należy pokazać „po bożemu”. Rzadko kiedy amatorski teatr nie decyduje się dokonywać skrótów. Uznaliśmy, że skoro nie eksperymentujemy to idziemy do końca drogą utartą przez autora. To wymagało nie tylko opanowania trzech aktów tekstu, ale odnajdywanie się w zdarzeniach, które po sobie następują. Miło jest mieć możliwość pracy z tak wyjątkowymi osobami, które mimo swojego młodego wieku jednego z sensów życia upatrują w teatrze, który od codziennego życia różni się tylko tym, że w życiu nie ma prób generalnych. Dobry teatr to nie tylko kwestia środków, ale przede wszystkim zapału twórców. A tego nam nie brakowało. Może to trywialne, ale w teatrze nie zawsze chodzi o sam spektakl, czasami ważniejsze jest spotkanie. I za te wszystkie spotkania, na przestrzeni ostatniego roku dziękuję wszystkim aktorom. Za waszą inteligencję, mądrość, wrażliwość, za każdy uśmiech i każdy grymas zdenerwowania, za wszystkie emocje, które tak nieodzownie związane są ze sztuką teatralną. To był dobry czas… mimo tego co wokół.

A na zakończenie o samym spektaklu, który powstał jako reakcja Witkacego na niezmiernie popularny w latach 20. XX wieku dramat Tadeusza Rittnera „W małym domku”. Dzieło Rittnera to typowa sztuka realistyczna. Jej akcja rozgrywa się w środowisku mieszczańskim. Akcja dramatu Witkacego rozgrywa się w wiejskim majątku. Bohaterami są owdowiały dziedzic Dyapanazy Nibek jego córki – Zosia i Amelka, kuzyn Jęzory, kuzynka Aneta, oficjaliści Kozdroń i Maszejko, pracownicy majątku. Wszystko byłoby tak jak w wielu sztukach międzywojennych, gdyby nie widmo Anastazji Nibek , które pojawia się we dworze. Widmo nie dość, że pije kawę i wiśniówkę, to jeszcze nie pojawia się po to, by ujawnić skrywaną prawdę , jak by się należało spodziewać, ale żeby pokazać, że prawd jest kilka. Jak umarła Anastazja? Na raka czy zastrzelona przez męża? Kogo kochała? Męża, Jęzorego czy Kozdronia? Wszystkie warianty są prawdziwe.

Wierzę, że razem z publicznością zobaczymy spektakl 16 maja 2021 roku. Już dziś zapraszam.